POSŁOWIE

Dziękuję, że wytrwaliście do końca moich opowieści. Mam świadomość, że na większość pytań wolelibyście pewnie usłyszeć bardziej jednoznaczne odpowiedzi. Tyle że my jako gatunek nie jesteśmy tak całkiem jednoznaczni. Wina spada zatem w równym stopniu na was, jak i na mnie. Szedłem na akademię medyczną, oczekując, że studia pozwolą mi osiągnąć swego rodzaju biegłość w rozumieniu, jak działa człowiek. Kiedy je kończyłem, miałem więcej pytań, niż znałem odpowiedzi. Im więcej wiem, tym więcej mam pytań.

Mogłem przez to nabrać nihilistycznego podejścia do świata – czasami rzeczywiście tak się dzieje – ale częściej uczy mnie ono empatii. Wysiłek, który trzeba włożyć w godzenie się z naszą ludzką złożonością, uważam za pożyteczniejszy i bardziej inspirujący od wkuwania na pamięć uproszczonych wyjaśnień. Decyzje dotyczące naszych ciał, które jesteśmy zmuszeni podejmować, podważają nieustannie nasze przekonania na temat normalności i zdrowia, stawiają nas przed wyborami dotyczącymi życia i śmierci związanymi ze zmienianiem się świata, wymagają namysłu nad tym, jak nasze decyzje wpływają na nasze organizmy, organizmy rozumiane szerzej jako gatunek żyjący w określonym ekosystemie.

Na zorganizowanej latem 2016 roku w Aspen konferencji Spotlight Health miałem okazję wysłuchać dyskusji szanowanych naukowców, między innymi laureata Nagrody Nobla Davida Baltimore’a, należącego do czołówki przedstawicieli rozwijającej się od dawna dziedziny nauki zajmującej się edycją genów. Uczestnicy panelu wyjaśnili, w jaki sposób można zmienić ludzkie komórki zarodkowe tak, żeby stworzyć człowieka wolnego od chorób (w tym sensie, że człowiek taki w zasadzie na pewno rodziłby się bez anemii sierpowatej, nawet jeśli każde z jego rodziców byłoby nosicielem genu tej choroby). Na widowni siedział były szef amerykańskiej Agencji Żywności i Leków Frank Young. Powiedział później, że nie potrafi sobie nawet wyobrazić, jak taka technologia zostałaby przyjęta przez społeczeństwo. Zostałaby uznana za lekarstwo? Czy wszyscy powinni mieć do niej dostęp? Czy ludzie wykorzystywaliby ją w niewłaściwych celach? Czy istnieją jakieś powody, żeby przestać nad nią pracować?

Tego rodzaju kwestie będą wpływały nie tylko na ekosystemy naszych własnych ciał, ale również na systemy obejmujące całą planetę i wszystkich ludzi, z którymi ją współzamieszkujemy. Pytania dotyczące edycji genów i udostępniania danych wydawały mi się dość abstrakcyjne, dopóki nie poznałem rodziny Kopelanów. Brett, tata Rafi, nadal zachowujący umiarkowany optymizm w kwestii szans na wyleczenie córki cierpiącej na pęcherzowe oddzielanie się naskórka, ożywia się, kiedy zaczyna rozważać różne możliwości. „To niesamowite, co może się wydarzyć. Czy lek na tę chorobę znajdzie biolog czy może bioinformatyk? A może matematyk?”

Kierujący rządową inicjatywą stworzenia bazy z naszymi danymi John Holdren uważa, że ludzie „mający na względzie dobro ludzkości” powinni przekazywać informacje na swój temat podobnie jak od dawna przekazują swoje narządy i ciała na potrzeby badań naukowych. Powiedział mi: „Wszyscy mamy w rodzinie kogoś, kto cierpi na kilka chorób. Wszyscy wiemy, że prędzej czy później na coś zachorujemy. Ta świadomość ma ogromną siłę”.

Czy nie to jest motorem wszystkich podejmowanych przez nas dzień w dzień decyzji? Co zjeść i wypić, jak zmienić swoje wnętrze i zachowania, czy zadzwonić na policję na widok odsłoniętych sutków, z kim i w jaki sposób uprawiać seks, z kim przestawać, a od kogo trzymać się z daleka – i jak sobie to wszystko poukładać w głowie? Możemy postrzegać samych siebie w taki sposób, jak to robił Max Factor, jako osoby analizujące swoje ułomności i próbujące je sobie jakoś zrekompensować (i tak bez końca, aż do śmierci). Możemy też odrzucić arbitralnie narzucone standardy i uznać, że świat płynnie i nieustannie się zmienia.

Medycyna dzięki technologii rozwija się tak szybko, że znacznej części czynności lekarze musieli się nauczyć już po ukończeniu uczelni medycznej. Gastroenterologowie (i neurologowie, dermatologowie i dietetycy) muszą teraz brać pod uwagę biliony mieszkających w nas mikrobów, które, jak się okazało, uczestniczą niemal we wszystkich aspektach funkcjonowania naszych organizmów i o których jeszcze kilka lat temu nie wiedzieliśmy praktycznie nic.

Jako lekarze i pacjenci powinniśmy przede wszystkim przygotować się na wszystkie te zmiany – będą nadchodzić stopniowo, ale nieprzerwanie. Mam nadzieję, że ta książka pomoże wam uporządkować to, co wiecie o medycynie, a to pozwoli wam ograniczyć do minimum niepotrzebne obawy, a przynajmniej wybrać te, które są dla was najważniejsze. Mam również nadzieję, że na tym etapie jest już jasne, że ten przewodnik po obsłudze i konserwacji ludzkiego ciała nie jest przewodnikiem w normatywnym sensie tego słowa. Ma jedynie pomóc w uzyskaniu możliwie największej autonomii i zawiera w zasadzie tylko jedną istotną wskazówkę: spoglądajcie krytycznym okiem na otaczające was komunikaty kulturowe i komercyjne, kwestionujcie normalność i podchodźcie sceptycznie do uproszczonych rozwiązań.

No chyba że dostała wam się do mózgu soczewka kontaktowa.